Skopiuj link

Janusz Makuch: cztery eseje o wodzie

1. Woda życia | מַיִם חַיִּים | majim chajim

Tora mówi, że zanim Bóg rozpoczął dzieło stworzenia, Jego „Obecność unosiła się nad powierzchnią wód” (Gen. 1;2). A zatem woda istniała zanim stworzone zostało światło, ziemia, żywe istoty i człowiek. Chaos i woda poprzedzały powstanie wszelkiej materii nieożywionej i ożywionej, były absolutnym prapoczątkiem wszelkich dziejów, czasem pierwotnym bez początku i końca, potężnym pramorzem, które ujarzmione przez Boga przypominało o sobie pod postacią wielkiej kadzi stojącej nieopodal ołtarza całopalenia naprzeciw wejścia do Świątyni. Nic zatem dziwnego, że w Tanachu znajdujemy ponad 600 odniesień do wody, zaś późniejsi interpretatorzy przypisali jej trzy podstawowe znaczenia. Są nimi – siła kosmiczna, źródło życia, moc oczyszczenia.

I tym trzem ponadczasowym aspektom wody poświęcimy wiele z naszych rozważań, zarówno wtedy, kiedy będziemy mówili o żydowskiej liturgii, jak i wówczas, gdy będziemy mówili o potopie nienawiści do Żydów, Izraela i do innych narodów, których jedyną winą w oczach barbarzyńców jest to, że chcą żyć na własnej ziemi w warunkach względnego pokoju.

(Kiedy piszę te słowa, na oczach świata trwa ludobójcza wojna w Ukrainie wywołana przez Rosję. Jak zwykle pomoc tzw. „Zachodu” jest kunktatorska, więc niewystarczająca – i w takim stanie rzeczy Ukraina skazana jest wyłącznie na siebie. Wie o tym „Zachód” i wie o tym Putin. Gdyby nie Państwo Izraela, los Żydów na świecie byłby przesądzony. Podobnie jest z Ukrainą – los Ukraińców zależy wyłącznie od silnego, ukraińskiego państwa. W dniach, kiedy zalewa nas barbarzyński potop, tylko solidna i doskonale wyposażona, uzbrojona arka/państwo jest w stanie przeciwstawić się żywiołowi zniszczenia. Reszta jest iluzją, która kosztuje życie.)

Woda, jak bodaj żaden inny z żywiołów, zawiera w sobie bogactwo przeciwstawnych znaczeń, niczym genetyczny kod przeciwieństw ludzkiej natury. Jest w równym stopniu chaosem, co harmonijną jednością, przywodzi na myśl rozkwit życia, ale też zniszczenie i śmierć. Służy oczyszczeniu i błogosławieństwu, w równym stopniu jest znakiem przekleństwa i nieodwołalnej kary, co rajskim strumieniem i krynicą ekstazy. Może być wiecznością i ułamkiem chwili zaledwie. Ten swoisty dualizm pozbawia ją atrybutu jednoznacznego dobra. O ile każdy dzień stworzenia określany był jako „dobry”, o tyle dzień drugi, w którym Bóg oddziela wody od wód, dobrym nie został nazwany. Może dlatego, że sam akt podziału wnosi element niezgody? Podziały między ludźmi są nieusuwalnym elementem ich współistnienia. Wszak w akcie stworzenia Bóg zawsze jednoczył, a w tym przypadku dzieli. I na nic się zdało, że tym, co rozdzielało wody niebiańskie od wód podziemnych było sklepienie, czyli kryształowy firmament utwierdzony mocą boskiego ognia. Midrasz powiada, że w tym samym dniu Bóg stworzył także aniołów, ogień ziemski i podziemny oraz Gehinom, czyli piekło. Jakoś z dobrem piekło nam się nie kojarzy…

Zajmując się wodą, wracamy do źródeł judaizmu.

Po trzydziestu latach wędrówki od sztetl do Syjonu, wracamy do pierwszych zdań z Tory, by lepiej zrozumieć zawiłości współczesnego świata.

Tuż przed pandemią zdecydowałem, że kolejne festiwale będą odpowiedzią na akt stworzenia zapisany w czterech, podstawowych żywiołach. Nie oznacza to, że będziemy je traktować wyłącznie w sposób dosłowny. Kolejne edycje są swego rodzaju współczesnym komentarzem uczestników Festiwalu do tekstów wyrytych na kamiennych progach poszczególnych rozdziałów żydowskiej historii. Dosłowność splata się z symbolem i owocuje wielością metafor, dzięki którym łatwiej nam opisać to, co było – w tym, co jest teraz.

Wracając do źródeł, chcemy na nowo pojąć istotę początku, owo Bereszit i bardziej świadomie wziąć odpowiedzialność za to, kim staliśmy się przez ten długi czas. Mam tu na myśli zarówno siebie, moich współpracowników, jak i dzieje naszego Festiwalu. Festiwal jest niekończącą się drogą poznania, nie ma więc mowy o jakimkolwiek powrocie do miejsca, z którego wyruszyliśmy. Tak, jak pustynni pielgrzymi po oczyszczeniu w uzdrawiających wodach źródła Gihon, wspinamy się drogą ku jasnym murom, by jedną z bram okalających Świątynię wejść na Dziedziniec Pogan. Bo: Którzy ufają w Panu są jak góra Syjon, nieporuszona, trwająca wiecznie.

Powrót do źródeł – z natury rzeczy – jest drogą pod prąd.

Każdorazowo próba zmierzenia się z płynną rzeczywistością jest dla nas wyzwaniem. Nie chcemy być „na fali”, wolimy być falą. Dopóki mamy możliwość wyboru owoców z ogrodu żydowskich sztuk, przynosimy je w świeżej, dojrzałej postaci. Niczego nie „eksponujemy”, nie wstawiamy do muzealnych gablot, nie rozdmuchujemy popiołów. Jesteśmy wyznawcami i dłużnikami kultury żywej. A ta kultura zmienna jest jak rwąca, niepokorna rzeka: owszem, bywa, że przybiera kształt/formę stosownie do kształtu koryta, lecz w głębi nurtu kłębi się i nieustannie zmienia.

Jesteśmy spragnieni Wody Życia – Majim Chajim – מַיִם חַיִּים 

Przeto mam nadzieję, że wspólnie zanurzymy się nurcie festiwalowego czasu i że dla wielu z nas będzie to akt oczyszczenia, a kto wie, może nawet uzdrowienia.

2. Źródło

Nie opuszcza mnie obraz dwóch braci – jeden ginie z ręki drugiego. To jak zapowiedź ludobójstwa i ostatecznej zagłady rozpisanej na bolesne pasma wieków, te dawne – z plamami zastygłej, czarnej krwi i to obecne – z krwią, która niebawem sczernieje. Przez wieki, na wieki wieków – to samo. Bo ze złem (w sobie) nijak poradzić sobie człowiek nie umie.

Zresztą, sam Bóg miał z tym niemały kłopot, skoro dość szybko doszedł do wniosku, że zsyłając Potop zgładzi (spłucze) z powierzchni ziemi Swoje własne stworzenie. Za dużo zła i za dużo skłonności do zła: pożałowałem, że ich uczyniłem (Rdz. 6;7) – powiada Pan Bóg i to jeszcze zanim historia humanitatis rozwinęła się na dobre. I na złe.

Mitem założycielskim ludzkości jest bratobójstwo. Rozumiem skłonność człowieka i wszelkich religii, by temu zaprzeczać, wypierać się, wierzyć w dobro od zarania dziejów, w życie wieczne, w zmycie wszelkich grzechów i wieczne win odkupienie. Ale jesteśmy tu i teraz, czujemy zapach śmierci, dym i rozkład ciał. Żaden Bóg tego nie chciał. To wyłącznie nasze dzieło, bo każdy z nas nosi w sercu niezmywalne znamię.

Widmo kolejnego Potopu przeraża, a drugiego Noego Bóg raczej nie znajdzie (?). Mantra, że może przyszłe pokolenia będą lepsze nie sprawdza się od pokoleń i pewnie nie sprawdzi. Pozostając przy terminologii wodnej: potoki propagandy, wodospady kłamstw, rzeki cynizmu i nienawiści – we wszystkim tym grzęźniemy każdego dnia, nieświadomi, że to już Potop. Kolejny kataklizm, jak kolejna wojna od zawsze i na zawsze wpisane są w nasze dzieje. Nie unikniemy ich. Krótkie chwile wytchnienia urzekają jak tęcza rozpięta pomiędzy obietnicą, a spełnieniem. Zanim pojmiemy wartość obietnicy i zanim cokolwiek się spełni – tęcza znika.

Gdzie zatem szukać schronienia? W Arce.

Arka to metafora naszego wewnętrznego świata zbudowanego z prostych i zarazem fundamentalnych wartości, do której z zewnątrz wdzierają się wody zniszczenia. Jeśli prawdą jest, że wszystko zostało stworzone dla dobra człowieka, to w pierwszej kolejności człowiek musi o to dobro zadbać. I nie chodzi o żadne „dobro ludzkości”, bo to nonsens, ale o swój wewnętrzny „dobrostan”. Świat jest dokładnie taki, jacy jesteśmy my.

Arka chroni przed złem i śmiercią.

Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i dobro, oraz śmierć i zło (…) wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo – rzecze Bóg do człowieka (Pwt. 30; 15 i 19).

Arka wiedzie nas do źródła.

Jednym ze źródeł, z którego czerpię siłę i wytchnienie jest judaizm. Albowiem w Tobie jest źródło życia i w Twojej światłości oglądamy światło. (Ps. 36,10). Dawno temu, chcąc wytłumaczyć poganinowi, na czym polega judaizm, Rabin Hillel powiedział: Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Oto cała Tora; reszta to tylko komentarz. Idź i ucz się.

Źródłem niewyczerpanym jest miłość. I nienawiść. Nam, ludziom, do pełni szczęścia wystarczyłoby poszanowanie „złotej reguły”: żyj i daj żyć innym. Tylko tyle i – jak się okazuje – aż tyle.

Wracamy Arką do źródła, w którym swój początek bierze świadomość gestów i słów – i odpowiedzialność za nie.

Wracamy do źródła, bo jego wody potrafią uzdrawiać. W poszukiwaniu harmonii przeciwieństw dalekiej od dzisiejszego chaosu. Wracamy przygnębieni, z otwartymi ranami, w poszukiwaniu wody życia, która ma moc uzdrawiania. Bo mimo najlepszej woli nielicznych, jakoś się nie chcą zasklepić te polsko – żydowskie rany. Jątrzą się, nabrzmiewają i krwawią pod grubą warstwą bandaży.

Wracamy do źródła w poszukiwaniu żywej wody, by te rany obmyć. Bez szczególnej nadziei, że się zasklepią, za to z najlepszą wolą, by przestały krwawić.

Wracamy do źródła, bo jego wody mają moc fizycznego i duchowego oczyszczenia. Krew, zwłaszcza ta przelana, nie oczyszcza. Krew jest siedliskiem duszy (Rdz. 9;4), życia i jako taka jest święta (Kpł. 17; 11 i 14 ). Kto ją przelewa, ściąga na siebie śmierć (Rdz. 9; 5-6). Może jest gdzieś takie źródło, którego woda zmywa bratobójczą krew…

Wreszcie: woda obmywa z grzechu nieczystości i czyni człowieka zdolnym do z-godnego życia ze sobą i z innymi/obcymi. Jak woda ze źródła Miriam, które otworzył Mojżesz uderzając laską w skałę na Horebie (Ex. 17; 6 ) czy w Meriba (Ks. Lb. 20; 11). Jak uzdrawiająca woda, która wypłynie spod progu Świątyni, którą odbuduje Mesjasz (Ez. 47). Daje mu siłę do świadomego i odpowiedzialnego życia. Bywa, że dzięki temu panuje nad złem. Nic dziwnego, że po dziś dzień nakaz rytualnego oczyszczenia jest jednym z fundamentalnych nakazów judaizmu (Ks. Lb 19, 20; 1-13). Gdziekolwiek osiedlali się Żydzi, w pierwszej kolejności budowali mykwę, a dopiero potem synagogę.

Źródła, do których zmierzamy w tym roku, to źródła Ziemi Izraela, gdzie po dwóch tysiącach lat tułaczki i prześladowań, pogromów i Holocaustu – powrócili Żydzi. Spełniła się przepowiednia proroka Izajasza: …będziecie z radością czerpać wodę ze źródła wybawienia (Iz. 12;3).

U ujścia ludzkiej historii zlewają się rzeki kłamstw i nienawiści tworząc cuchnące bajoro.

Arką FKŻ płyniemy pod prąd, w poszukiwaniu źródła מַיִם-חַיִּים, Majim Chajim, żywej wody, która oczyszcza i odradza.

Tym źródłem jest Tora.

3.  Radość czerpania wody

Rzeki są krwioobiegiem naszej planety, bo podobnie jak krew, woda jest siedliskiem wszelkiego życia. Rzeki, morza, oceany, jeziora, źródła – bez wody nie byłoby egzystencji, nic przeto dziwnego, że istniała jeszcze przed powstaniem świata, ba, że to właśnie z niej wynurzyła się i z wolna zaczęła formować nasza Ziemia. 71% jej powierzchni stanowi woda, podobnie jak 70% wody stanowi masę ciała dorosłego człowieka i około 80 proc. objętości jego mózgu.

Przez dziewięć miesięcy aż do urodzenia, dziecko pozostaje w wodzie swojej matki. Podążając w nadziei odnalezienia życia, zawsze szukamy wody, niezależnie, czy jest to pustynia, czy planeta Mars. Woda przechowuje pamięć o naszych prapoczątkach i kształtuje rzeczywistość, w której żyjemy. Na co dzień nie zdajemy sobie do końca sprawy z jej fizycznego i duchowego wymiaru. Czytając o Potopie mamy na uwadze przede wszystkim to, że był on rodzajem kary, choć w swej istocie był aktem oczyszczenia Ziemi i człowieka, zarazem drogą powrotu do stanu pierwotnej doskonałości.

Biblia obfituje w obrazy wody, począwszy od pierwszych słów Księgi Rodzaju. W Tanachu znajdujemy około 600 odnośników do tego żywiołu. Jeden z najbardziej przejmujących i pięknych obrazów pojawia się w widzeniu Ezechiela:

A oto chwała Boga izraelskiego zjawiła się od wschodu. Szum Jego przyjścia był jak szum wielu wód, a ziemia jaśniała od Jego chwały. ( Ez. 43;2 )

Powiada się – i słusznie – że Jeruszalajim, leżąca poza głównymi szlakami handlowymi, pozbawiona ropy, gazu i wszelkich bogactw naturalnych powstała ze względu na wartość nadrzędną, to jest „świętość”. Zapewne. Wziąwszy jednak pod uwagę, że zanim „świętość” poczęła ją definiować, osada istniała tu już od 6000 lat, czyli tysiące lat przedtem, zanim król Dawid zdobył twierdzę Jebuzytów – Syjon (Syjon też już tu istniał!), a król Salomon wzniósł na górze Moria pierwszą Świątynię. Prawdziwie świętą była i jest tu woda, bez której żaden szaleniec nie pokusiłby się założyć miasta na skraju Pustyni Judzkiej. Przez wiele tysięcy lat jedynym źródłem (świętej) wody dla Jeruszalajim było źródło Gihon. Po dziś dzień toczy ono swe wody, choć czas, kiedy podtrzymywało życie w mieście już dawno przeminął.

Dziś w Jeruszalajim żyje blisko 900,000 ludzi i bez nowych ujęć wody nie mogliby przetrwać. Niemniej kiedy chcemy dotrzeć do prapoczątków istnienia „miasta jednego Boga i trzech religii”, winniśmy powrócić do źródła Gihon i przejść w ciemnościach poprzez tunel wydrążony ponad 2,700 lat temu na rozkaz króla Hezekiasza, aż do Sadzawki Siloam.

Sadzawkę Siloam odkryto niedawno, bo dopiero w roku 2004. Zaskakującym wydaje się fakt, że ten najważniejszy system wodny Jeruszalajim doczekał się w Tanachu zaledwie jednej wzmianki (Iz. 8;6) oraz trzykrotnej w Nowym Testamencie (Łk 13:4, J.9:7,11). Nie zmienia to faktu, że przez tysiąclecia pełnił fundamentalną rolę zaopatrując Jeruszalajim w wodę, w tym napełniając nieustannie Sadzawkę Siloam, która z kolei służyła wiernym, by wypełniali nakaz liturgicznego oczyszczenia się.

Jest znaczący związek pomiędzy „żywą wodą” (Majim Chajim), bijącą ze źródła Gihon, Sadzawką Siloe, czyli potężną mykwą wielkości dwóch basenów olimpijskich, oraz Świątynią Jerozolimską.

W ostatnim dniu pielgrzymiego Święta Sukkot, w otoczeniu kapłanów, lewitów grających na srebrnych trąbach i tłumu wiernych, arcykapłan schodził ze Wzgórza Świątynnego do Sadzawki Siloam i szczerozłotym naczyniem czerpał z niej wodę, po czym w radosnym korowodzie wracał do Świątyni i wylewał ją wraz z winem na ołtarz całopalenia prosząc Boga o dar deszczu i błogosławieństwo dla całego Ludu Izraela. Był to radosny czas zwany Simchat Beit Hashoavah (spójrzcie tutaj, jak mogło to wyglądać:). Ten, kto nie widział Simchat Beit Hashoavah – powiada Talmud – nigdy nie widział prawdziwej radości. (Traktat Sukkot 5:1)

Izrael to nie Polska, w której wody jest pod dostatkiem. Modlitwa o deszcz – Tefillat HaGeshem tam, gdzie obie pustynie zajmują 60% powierzchni kraju była i jest na tyle znacząca, że weszła na stałe do Amidy – najważniejszej obok Szema Israel modlitwy wyznawców judaizmu. Odkąd ustał rytuał składania ofiar na ołtarzu Świątyni, funkcję tę zaczęła pełnić właśnie Amida.

Woda – podobnie jak Ziemia – jest darem Boga dla ludzi, zaś sam Bóg ogrodnikiem nawadniającym ogród stworzenia: Gdyż wyleję wody na spieczoną ziemię i strumienie na suchy ląd; wyleję mojego Ducha na twoje potomstwo i moje błogosławieństwo na twoje latorośle, aby się rozkrzewiły jak trawa między wodami, jak topole nad ruczajami (Iz. 44;3-4).

Rytuał czerpania wody, nakaz rytualnego oczyszczania się w wodzie, błogosławieństwo po umyciu rąk przed jedzeniem, modlitwa o deszcz, szereg znaczących wydarzeń biblijnych związanych z wodą, jak spotkanie Jakuba i Racheli przy studni, ocalenie Mojżesza z wód Nilu, wody Nilu zamienione w krew, przejście przez Morze Sitowia, wydobycie wody ze skały, kulista studnia Miriam, czerpanie wody ze źródła zbawienia ( Iz. 12;3 ), w widzeniu Ezechiela ( Ez. 47 ) woda niczym ze źródła wypływająca spod progu i wytryskująca z bramy Świątyni, wreszcie prawo tryskające jak woda, a sprawiedliwość jak potok niewysychający ( Amos 5;24 )…, wszystkie wskazują na organiczną zależność Życia/Chaim od Wody/Majim.

Dostatek wody będzie błogosławieństwem przyszłych pokoleń. Jej brak będzie przekleństwem. Bóg nie ma już z tym nic wspólnego. Tylko złoczyńca zatruwa krwioobieg naszej planety, pluje do studni i z chciwością niszczy wspólną ziemię. Tylko człowiek.

Modlitwa Tefillat HaGeshem przywołująca biblijne postaci pełna jest próśb, by przez wzgląd na nich Bóg nie zatrzymywał wody i darował nam jej obfitość. Ta zaś spływa dla obfitości, a nie dla niedostatku, dla błogosławieństwa, a nie dla przekleństwa, dla życia, a nie dla śmierci.

Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie, na który zapraszam Was w czasie niedostatku pokoju i przekleństwa wojny, niejako na przekór złu tego świata jest i pozostanie Festiwalem Życia.

4. Dobro

Posyłaj twój chleb na oblicze wód, a znajdziesz go po dniach wielu.

Kohelet, 11;1

Następny, drugi wers tego samego rozdziału brzmi: Daj cząstkę siedmiu, a nawet ośmiu, bo nie wiesz, jakie nieszczęścia nastąpią na ziemi.

Ziemia, z przewagą  brudnych wód, topniejących lodowców, toksycznego powietrza i wiecznego ognia w głębinach jest wciąż piękną planetą i gdyby nie chciwość naczelnych ssaków – ich w pełni naturalna chęć panowania nad innymi, czy mieszcząca się w nieskazitelnej logice nienawiści wola mordowania – to może byłby świat jedną z tych pięknych oaz spokoju w oceanie ciemnego wszechświata. Jednak nigdy nie było (s)pokoju, nie ma i nie będzie na niewiele znaczącej planecie Ziemia, pomiędzy dwunożnymi ssakami z tajemniczym mózgiem, jedynym wśród organów godnym szczerego namysłu, cokolwiek bowiem stworzy jest piękne z pozoru, przydatne do czasu, postępowe do momentu nieuchronnej samozagłady.

Podczas pamiętnego Potopu, wody spłukały z powierzchni Ziemi niemal wszystkie istoty żyjące. Wbrew nadziei Boga, na niewiele to się zdało, bo minęło zaledwie 4370 lat i oto ponownie stoimy w obliczu katastrofy na własne życzenie. Pomijam wojny, pożogi, gwałty, prześladowania; w historii ludzkości nie są ani czymś wyjątkowym, ani nowym – przeciwnie. Mam na myśli wyłącznie dobro i piękno planety Ziemia zachłannie niszczonej przez głupiego człowieka. I jakkolwiek to nie zabrzmi; modlę się o deszcz, który ponownie spłucze i oczyści Ziemię, bo gdyby nawet miało to trwać jeszcze „chwilę”, to i tak  „miara czasu każdego człowieka zbliża się do kresu” ( Rdz. 6; 13 ).  Niech przetrwa Ziemia.

Jest nas niewiele i niewiele możemy. Zarazem – dopóki jesteśmy – możemy wszystko, jeśli nasza wewnętrzna świadomość zbliży się choć nieznacznie do świadomości, która jest sensem istnienia wszechświata.

Wciąż mamy przywilej wyboru pomiędzy dobrem, a złem. Chleb, o którym pisze Kohelet jest niczym innym, jak cząstką dobra, odruchem serca, świadomym aktem współczucia, czymś pomiędzy miłosierdziem, a obowiązkiem. Nie ma nic wspólnego z pustymi słowami, chorobliwą autopromocją we wszelakich mediach, polityczną hipokryzją czy religijną obłudą. Bywa niedostrzegalna, jak okruch chleba i jak chleb niezbędna do życia.

Banalne porównanie życia z rzeką czasu z wolna nabiera dla mnie ostatecznego znaczenia.  34 lata temu położyliśmy chleb na wodzie. Przyznaję – bez określonej intencji i oczekiwań, że po latach Festiwal przeistoczy się w dobro wspólne. Dla wielu z tych niewielu stał się i chlebem i źródłem. Tora, i wpisane w nią wartości godnego życia owocują spełnianiem najprostszych uczynków, wypełnianiem micwot, bo więcej w tym pożytku dla istnienia Ziemi i harmonii żywiołów, aniżeli w gniewnych pokrzykiwaniach naiwnych obrońców klimatu i cynicznych kapłanów zagłady. Nie uratujemy rzek i oceanów, jeśli wprzódy nie zadbamy o czystość własnych źródeł.

Kiedy czytam słowa Psalmu 24 – Pana jest ziemia i wszystko, co ją napełnia, okrąg świata i mieszkający na nim, to w pierwszym rzędzie myślę o potędze Natury obdarzonej nieosiągalnym dla człowieka stanem świadomości. Wierzę w sprawczą moc Myśli zarówno we wszechświecie, jak i naszym lichym mikrokosmosie zamkniętym w kruchym naczyniu ciała.

Festiwal i wszystko, co przynależy do niego, pozwolił mi wyjść poza wąski obszar urodzenia, narodowości, religii, tożsamości. Przez długie lata nieustannie prowadził mnie w górę rzeki do momentu, kiedy przekroczyłem próg Jeruszalajim i pochyliłem się nad źródłem Gihon. Nie dziwcie się więc, że bliższy jest mi okrąg świata i mieszkający na nim z bijącym źródłem pośrodku, aniżeli obły świat wspomnień z wyschniętą studnią pośrodku.

W tym roku mijają trzydzieści cztery lata odkąd powstał, niejako wypłynął zasilany strumieniem żywej kultury żydowskiej pierwszy Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie.

Jakże piękna była Sadzawka Betesda i jakże imponujące są wciąż jej ruiny!

Cóż, skoro nie ma w niej  ani jednej kropli wody, a kiedy nadchodzą ulewne deszcze nad Jeruszalajim, sadzawka zamienia się w mulisty staw.

W ciągu minionych lat nigdy nie czerpałem wody ze stawu.  Spragniony, klękałem i pochylałem się nad źródłem. Nie ma mnie pośród tych, którzy celebrują martwą wodę. Jestem i pozostanę wierny źródłu.

Tuż przed ujściem do Pramorza Nicości nurt rzeki życia spowalnia.

Masz wówczas chwilę, by spojrzeć za siebie. Może przydarzy ci się – kto wie? – że na ciemnym obliczu wody ujrzysz tęczowy odblask wieczności, odbicie dobra, jakie czyniłeś/aś po drodze, które napełni twoje struchlałe serce skąpym światełkiem nadziei.

Jedyne, po co warto żyć –to dobro.

Daj cząstkę siedmiu, a nawet ośmiu…

Po to i wyłącznie po to jest ten Festiwal.

Janusz Makuch

twórca i dyrektor
Festiwalu Kultury Żydowskiej
w Krakowie